Wyniki wyborów parlamentarnych przeprowadzonych wczoraj w Norwegii nie przyniosły większego zaskoczenia. Zwycięstwo centro-prawicowej koalicji, z dominującą Partią Konserwatywną oraz z porównywaną do niemieckiej kanclerz Merkel Erną Solberg na czele było bowiem przewidywane w głównej mierze w oparciu o sondaże publikowane w mediach. Niespodzianki nie było, choć nie do końca. Jens Stoltenberg i jego centro-lewicowa koalicja zostali pozbawieni władzy po 8 latach udanych rządów. Jaka jest zatem przyczyna porażki tegoż polityka, będącego niekwestionowanym symbolem walki z ekstremizmem, kryjącym się pod maską Breivika? Kim jest nowa pani premier i jakie plany chce przedsięwziąć, żeby w Norwegii żyło się (jeszcze) lepiej?
Zwycięstwo centro-prawicowej koalicji w wyborach parlamentarnych w Norwegii. Dotychczasowy blok opozycyjny składający się z Partii Konserwatywnej, Partii Postępu, chrześcijańskich demokratów, zielonych oraz Partii Liberalnej uzyskał wg wstępnych obliczeń o ponad 20 mandatów więcej w jednoizbowym, 169-osobowym norweskim parlamencie, zwanym Stortingiem. Wygrana ta stanowi istotny przełom na norweskiej scenie politycznej, bowiem od władzy odsunięta zostaje koalicja centro-lewicowa z Jensem Stoltenbergiem na czele. Od jej dojścia do władzy minęły dwie kadencje, w trakcie których cały świat był świadkiem tragedii na wyspie Utøya, w której w lipcu 2011 roku z rąk uzbrojonego zamachowca zginęło 77 osób. Wówczas to dzięki zdecydowanemu stanowisku premiera poparcie dla jego osoby, jak również dla rządzącej koalicji Partii Pracy, Partii Centrum oraz Socjalistycznej Partii Lewicy znacznie wzrosło. Wydawało się, że reelekcja była przesądzona. Mimo tak dużej popularności okazało się, że obecna, trzecia już kadencja premiera Stoltenberga (stał on także na czele rządu w latach 2000-2001) będzie póki co ostatnią. Zdaniem Norwegów nadszedł już czas, aby najwyższą władze wykonawczą w państwie powierzyć pierwszej od siedemnastu lat kobiecie. Ernie Solberg.
Żelazna Erna
Liderka Partii Konserwatywnej wywodzi się z mieszczańskiej rodziny pochodzącej Bergen, we wschodniej Norwegii. Od wielu lat jest aktywnie zaangażowana w prowadzenie polityki zarówno na poziomie lokalnym, parlamentarnym, jak i rządowym. Jej współpracownicy wypowiadają się o niej w samych superlatywach, jako o osobie pracowitej, oddanej i twardej. Po kadencji na stanowisku ministra ds. samorządów lokalnych i rozwoju regionalnego w gabinecie konserwatywnego premiera Kjella Magne Bondevika w latach 2001-2005 przylgnęło do niej przezwisko „żelaznej Erny„. Dała ona wówczas świadectwo swojej nieugiętej postawy wobec nacisków politycznych, z jakimi musiała sobie radzić realizując obowiązki dotyczące m.in. budżetów lokalnych.
Erna Solberg w trakcie kampanii wyborczej odwoływała się do szeregu aspektów kluczowych dla poprawy sytuacji polityczno-ekonomicznej w Norwegii. Mimo powszechnie obowiązującego przeświadczenia o permanentnym dobrobycie panującym w tym kraju od wielu lat, także na jego terytorium dotarły oznaki spowolnienia gospodarczego. Aby mu zapobiec Solberg zaproponowała w trakcie kampanii kilka rozwiązań. Jednym z nich jest rozsądne inwestowanie dochodów płynących z sektora energetycznego w przyszły rozwój kraju. Jako, że gospodarka Norwegii oparta jest głównie o ów element, zdaniem Solberg koniecznym jest przygotowanie się na ewentualność wyczerpania się istniejących obecnie zasobów. Oprócz powyższego aspektu, liderka konserwatystów proponuje obniżenie podatków, ograniczenie wielkości rządu, sprzedaż akcji państwowych przedsiębiorstw oraz wprowadzanie ułatwień dla sfery biznesowej. Co więcej, w trakcie kampanii chętnie wypowiadała się ona o reformie służby zdrowotnej, co prawdopodobnie stało się przysłowiowym gwoździem do trumny obecnie rządzącej ekipy.
Rok temu Erna Solberg publicznie pochwaliła kanclerz Angele Merkel określając ją mianem utalentowanej oraz wskazując ją jako modelowy przykład do naśladowania. Od tegoż czasu często jest ona porównywana do niemieckiej polityk, co jest niewątpliwym komplementem. Pani kanclerz znana jest ze swojego zdecydowania, które Ernie Solberg może przydać się bardzo szybko, bowiem już w trakcie zbliżających się negocjacji koalicyjnych. Jedną z partii, którą typuje się na potencjalnego koalicjanta konserwatystów jest bowiem populistyczna Partia Postępu z Siv Jensen na czele. Ugrupowanie to znane jest przede wszystkim z bardzo nieprzychylnego stanowiska wobec imigrantów spoza Europy. Stanowią oni zaledwie 13 % ogółu przyjezdnych zamieszkujących Norwegię (w tym miejscu niewątpliwym sukcesem możemy pochwalić się my, Polacy, bowiem wg oficjalnych danych stanowimy jedną z dwóch największych nacji zamieszkujących ów kraj), nie zmienia to jednak faktu, że do 2011 roku i zamachów na wyspie Utøya retoryka członków Partii Postępu była zdecydowanie antyislamska. Warto również wspomnieć o tym, że Anders Breivik, skazany za dokonanie wspomnianego ataku był niegdyś członkiem tegoż ugrupowania.
Dla nowej koalicji pójście na kompromis w kwestii imigracji może okazać się bardzo trudne, bowiem z jednej strony zarówno konserwatyści, chrześcijańscy demokraci jak i liberałowie nie chcą radykalnych zmian w ramach obowiązujących obecnie przepisów. Przedstawiciele Partii Postępu szli do wyborów na sztandarach niosąc hasła nawołujące do ograniczenia imigracji oraz takie ciekawe rozwiązania jak m.in. budowę specjalnych, zamkniętych obozów dla uchodźców. Wielu ekspertów uważa, że chęć wejścia do koalicji rządowej utemperuje nieco temperamenty członków tej partii, zwłaszcza, że zmiana taka była już zauważalna po atakach z lipca 2011 roku. Pewności jednak mieć nie można, zatem pozostaje nam jedynie z niecierpliwością oczekiwać wyników negocjacji koalicyjnych.
Na tylnym siedzeniu
Klęska Jensa Stoltenberga jest o tyle skomplikowana, że jego Partia Pracy uzyskała w wyborach najwyższe poparcie, oscylujące w granicy 31%. Niestety poparcie dla pozostałych potencjalnych partii koalicyjnych okazało się niewystarczające.
Na nic zdała się aktywna kampania wyborcza, próby wychodzenia „do ludzi„. Nawet niewątpliwy sukces w walce z przesłaniem Breivika, który swoimi zamachami chciał obalić ustrój demokratyczny oraz norweski mulikulturalizm, nie okazał się decydujący. Za jeden z najważniejszych powodów klęski rządzącej koalicji wskazywanych przez wyborców okazało się zmęczenie dotychczasowym premierem oraz jego środowiskiem – Norwegowie chcieli zmian.
Największym zagrożeniem, z którym obecnie boryka się zapewne Erna Solberg jest wizja rządu mniejszościowego. Idea ta nigdy nie cieszyła się w Norwegii zbytnią popularnością, jak również nie była zanadto skuteczna. Wydaje się zatem, że Jens Stoltenberg może nie tracić nadziei na odzyskanie pozycji już w kolejnej kadencji. W trakcie kampanii wyborczej poprzedzającej wybory parlamentarne zdecydował się on na zbadanie nastrojów społecznych w najbardziej bezpośredni sposób, to jest rozmawiając z wyborcami niejako incognito. Pewnego dnia zasiadł za kierownicą stołecznej taksówki i nie przyznając się kim jest woził swoich klientów po ulicach Oslo, rozmawiając z nimi jednocześnie na ważne, polityczno-społeczne tematy. Części pasażerów udało się odgadnąć kim jest ich kierowca, pozostali zaś nie rozpoznali w nim szefa norweskiego rządu. Podsumowując swój dzień za kierownicą taksówki w rozmowie z mediami, Stoltenberg stwierdził, że jest dosyć znany w Oslo, ale zazwyczaj zdarza mu się siadać na tylnym siedzeniu samochodu. Perspektywa roztaczająca się stamtąd jest, co oczywiste, odmienna niż z miejsca za kierowcą, być może zatem najbliższa kadencja będzie dla niego dobrą okazją do przyjrzenia się sytuacji w Norwegii z nieco innego punktu widzenia. Za kolejne cztery lata będzie się przecież mógł z łatwością przesiąść na miejsce kierowcy, do którego obecnie zbliża się Erna Solberg. Nie może on jednak ani na chwile zapomnieć, że kobiety, mimo popularnych stereotypów, znane są z o wiele bardziej rozsądnej jazdy samochodem.